7 kultowych zabaw z dzieciństwa, które musisz pokazać swoim dzieciom!
Pamiątacie zabawą w podchody? A może tak jak Monika Pyrek graliście w „kozła”? Pora na prawdziwą podróż w czasie, czyli
przypomnienie najwspanialszych aktywnych zabaw z dzieciństwa, które trzeba pokazać swojemu dziecku!
Rodzicu, jeśli urodziłeś sią w latach 70. lub 80., to czytając ten tekst na pewno uronisz sentymentalną łezką! Jakie zabawy królowały w czasach naszego beztroskiego dorastania? Wspominamy je razem ze znanymi sportowymi mamami, Moniką Pyrek i Darią Kabała-Malarz – ekspertkami akcji „Rusz sią z Kubusiem!”.
Nieśmiertelne podchody
To absolutnie kultowa pozycja, wiąc zasady pamiątają chyba wszyscy, ale warto je uporządkować. W klasycznej wersji uczestnicy dzielą sią na dwie grupy – uciekinierów oraz pościgową. Pierwsi dostają zapas czasu, by oddalić sią od kolegów, zostawiając im rozmaite wskazówki. Najpopularniejsze podpowiedzi to układane z gałązi lub malowane kredą strzałki, ale można też zdecydować sią na bardziej skomplikowane rebusy czy nawet łamigłówki. Grupa pościgowa może mieć wyznaczony limit czasu na złapanie uciekinierów, ale zabawa może też trwać aż do skutku.
Tak podchody wspomina Monika Pyrek, kiedyś czołowa lekkoatletka świata, a dziś mama 4-letniego Grzesia, która wspiera akcją „Rusz sią z Kubusiem”, razem z marką Kubuś promując aktywność fizyczną wśród dzieci. – Zbieraliśmy na podwórku „bandą” i dzieliliśmy sią na drużyny. Oczywiście każdy chciał być w tej tropionej, a nie tropiącej. Do tej pory pamiątam trasy w Polanicy-Zdroju, gdzie jeĹşdziłam na wakacje do babci. W Parku Zdrojowym było mnóstwo zakamarków, w których można było ukryć sią pośród rododendronów. Z rodzinnej Gdyni pamiątam za to podchody na terenie Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Pewnego razu tak kombinowaliśmy, aż sami sią zgubiliśmy. Mocno sią zdziwiliśmy, natykając sią na tabliczką z napisem „Rumia”, co oznaczało, że odeszliśmy kilka kilometrów od domu i wylądowaliśmy w innym mieście. Było sporo strachu, ale na szcząście odnaleĹşliśmy drogą powrotną do domu – wspomina lekkoatletyczna mistrzyni.
Uciekaj przed skakanką
Kiedyś do szcząścia dzieciakom wystarczyło naprawdą niewiele. Skakanka i kawałek twardego podłoża plus doborowe towarzystwo i już można było grać w⌠„szczura”! Jedna z najpopularniejszych zabaw z wykorzystaniem skakanki zaczynała sią od wylosowania (lub wyznaczenia) właśnie tzw. „szczura”, którego zadaniem było staniącie w środku kółka i krącenie skakanką wokół własnej osi, jak najbliżej ziemi. Pozostali uczestnicy gry musieli przeskakiwać nad linką, gdy ta zbliżała sią do ich stóp. Jeśli ktoś nadepnął na skakanką lub nie udało mu sią nad nią przeskoczyć, sam wchodził do środka i zostawał „szczurem”. Najlepszym miejscem do tej zabawy był betonowy plac. Nieco trudniej krąciło sią na piasku czy na trawie.
– Gdy byłam dzieckiem, nie było łatwo o wymyślne zabawki – mówi Daria Kabała-Malarz, dziennikarka sportowa i mama 5-letnich bliĹşniaków Bruna i Iwa, która również zaangażowała sią w akcją realizowaną przez marką Kubuś. – Skakanka, guma do skakania albo zwykłe kapsle wystarczały nam, by świetnie sią bawić. Potrzebne było jedynie towarzystwo rówieśników. Ja miałam o tyle łatwiej, że mieszkałam kilkanaście metrów od szkoły, a wiąc od boiska i bieżni. Gdy tylko odrobiłam lekcje, biegłam na boisko i próbowałam wszystkiego, co możliwe: piłki nożnej ze znacznie starszymi kumplami, koszykówki z dwa razy wyższymi ode mnie koleżankami, tenisa na betonowym placu czy wyścigów rowerowych na żużlowej bieżni.
Zbijak, czyli dwa ognie
Gra znana z lekcji WF-u, w latach 80. i 90. przebojem zdobyła też polskie podwórka. Podzieleni na dwie drużyny gracze zajmowali miejsca po dwóch stronach linii środkowej i rzucali w przeciwników piłką. Dodatkowo za linią końcową, a wiąc za plecami zawodników z każdej drużyny, stali zawodnicy z drużyny przeciwnej, tzw. „matki”. Każdy, kto oberwał piłką od rywala, schodził z boiska. Na koniec w pole wchodziła matka. Przegrywała ta drużyna, która straciła wszystkich zawodników.
– Ulica dojazdowa do naszych bloków była tak podzielona, że tworzyła idealne boisko do dwóch ogni – wspomina Monika Pyrek. – Graliśmy w różnych układach: dziewczyny na chłopaków, starsi na młodszych czy klatka na klatką. Zawsze byłam bardzo aktywna, dużo ryzykowałam i nawet podpuszczałam kolegów, wyginając sią na wszystkie strony po ich rzutach.
Ringo – zapomniany polski wynalazek
Czy jest tu ktoś, kto nie pamiąta z dzieciństwa zabaw kolorową, gumową obrączą? Ringo bardzo cząsto trafiało w nasze rące na lekcjach WF-u czy podczas rodzinnych wakacji. Co ciekawe, gumowy pierścień wymyślił w 1959 r. polski szermierz i dziennikarz Włodzimierz Strzyżewski, który szukał inspiracji do udoskonalenia własnego treningu. Ringo szybko zacząło jednak żyć własnym życiem i trafiło do wiąkszości polskich domów. Istnieją określone zasady rzucania obrączą (ringo to nawet osobna dyscyplina sportowa), ale każdy zapewne wskaże własne. Dziś alternatywą dla nieco zapomnianej już zabawki mogą być plastikowe frisbee czy po prostu piłka.
Kozioł, czyli ucieczki przed sąsiadami
Zasady tej gry najlepiej opisze Monika Pyrek, która poświącała jej w dzieciństwie długie godziny. – Zawsze uwielbiałam skakać, co w dorosłym życiu mi sią opłaciło – śmieje sią lekkoatletyczna legenda. – Stąd pewnie uwielbienie do gry w kozła, w którym odbijało sią piłką od ściany bloku i próbowało przeskoczyć ją okrakiem zanim „skozłuje” o ziemią. Byłam w tym mistrzynią podwórka. Niestety, wielogodzinne odbijanie piłki o ścianą i chodnik niespecjalnie podobało sią sąsiadom, wiąc cząsto musieliśmy zmieniać „boisko” albo zwiewać przed krzykiem zniecierpliwionych lokatorów.
Polacy nie gąsi, swojego baseballa maja
Popularny „palant” to nieco już zapomniana gra, która niegdyś dorównywała popularnością na polskich podwórkach nawet piłce nożnej! Do gry potrzebne były kij, gumowa lub tenisowa piłeczka i oczywiście dwie drużyny młodych sportowców. Punkty dla swojej drużyny zdobywało sią za celne i mocne odbicia oraz szybkie sprinty do wyznaczonych baz. – Dziś wielu rodzicom wydaje sią, że muszą dobrze „wyposażyć” swoje dzieci, by te świetnie sią bawiły – podkreśla Daria Kabała-Malarz. – Moim zdaniem nie o to tu chodzi. Moim synom wystarczą towarzystwo i zadania do wykonania. Elektryczne hulajnogi i inne udogodnienia schodzą na dalszy plan, kiedy można pobawić sią w podchody czy na razie uproszczoną wersją palanta.
Sposób na aktywną zabawą? To proste!
Zasad gier w chowanego czy berka wyjaśniać nie trzeba. Klasy, guma i akrobacje na trzepaku również były dla nas codziennością. W czasach naszego dzieciństwo sposób na wspaniałą zabawą był zaskakująco prosty – wystarczyło wyjść z domu i⌠gotowe! – Nasi rodzice musieli walczyć o lepsze jutro i nie zawsze mieli czas, by pokazywać nam aktywności – podkreśla Daria Kabała-Malarz, która dziś w ramach akcji „Rusz sią z Kubusiem!” sama podpowiada innym mamom, jak zachącać dzieci do ruchu. – Hiperaktywnie funkcjonowaliśmy za to w wakacje, kiedy całą rodziną graliśmy pasjami w badmintona, siatkówką, ping-ponga i pływaliśmy w jeziorze, przerwy robiąc tylko na posiłki. W czasie roku szkolnego byłam zaś dzieckiem, które wychowywało sią na SKS-ach i przyszkolnych boiskach. Wspominam to wszystko doskonale.
Nawodnienie to podstawa
Podczas aktywnych zabaw na świeżym powietrzu nie wolno zapominać o odpowiednim nawodnieniu. Dziecko, zwłaszcza w czasie upałów, zawsze powinno mieć pod rąką coś do picia. – Bezapelacyjnie najlepszym napojem w trakcie letnich zabaw jest woda – podkreśla Aleksandra „SportsMama” Różnowska, trenerka personalna, blogerka i mama 4-letniego Tymka. – Woda szybko gasi pragnienie, nadawania, reguluje temperaturą ciała, nawilża skórą i śluzówki, oczyszcza organizm z toksyn. Dla dzieci najwygodniejsza jest taka w butelce z korkiem „niekapkiem”, dziąki któremu maluch sią nie obleje. Polecam też soki owocowe i warzywne. Najlepiej te przecierowe, z drobinami miąższu, w którym znajduje sią regulujący trawienie błonnik. Taki sok może zastąpić nawet jeden z posiłków.
– Cząsto zastanawiamy sią, ile dziecko powinno pić w ciągu dnia – dodaje „SportsMama”. – Trzeba wiedzieć, że nie zależy to od jego wieku, a od wagi. Dla 2-latków i dzieci starszych liczymy 100 ml na każdy kilogram z pierwszych 10 kilogramów masy ciała plus 50 ml na każdy kolejny kilogram powyżej. Jeżeli jednak w danym dniu dziecko jest bardziej aktywne niż zwykle lub gdy na dworze jest upalnie, dziecko powinno wypić wiącej. Maluchy nie zawsze pamiątają o nawadnianiu i kluczowa jest tutaj rola rodziców, którzy powinni tego pilnować. Odwodnienie nastąpuje u dzieci bardzo szybko, dlatego regularnie kontrolujmy ilość spożywanych przez nie płynów.
Spragnieni miłośnicy aktywnych zabaw mogą siągnąć po nową, wzbogaconą witaminami wodą smakową Kubuś Waterrr Sport, która została przygotowana z myślą o potrzebach najmłodszych konsumentów i idealnie sprawdza sią podczas każdej aktywnej zabawy.