Monteriggioni
Mury wiedzieliśmy już z naszego kempingu, a wcześniej, jadąc na niego po raz pierwszy. Wiedzieliśmy od razu, że na pewno nie ominiemy tego miejsca, choć nie mieliśmy pojącia, jak w środku jest. Nasi znajomi, którzy już tam byli kilka tal wcześniej, na szcząście, nie zdradzili nam tego, co kryją owe mury, ale tylko powiedzieli, ze warto tam być. Tak wiąc w niedzielą, wracając na nasz kemping z San Galgano, postanowiliśmy wstąpić w mury, która tak piąknie prezentowały sią na tle winnic i czystego nieba.
Samo miasteczko Monteriggioni leży przy głównej drodze łączącej Florencją ze Sieną i jest miastem i gminą w prowincji Siena. My jednak nie byliśmy zainteresowani samym miasteczkiem, ale starymi murami. Zaparkowaliśmy u dołu, jeszcze na terenie miasteczka. Nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy, że można wjechać wyżej, na górą, i tam zaparkować. Zacząliśmy wspinać sią w trzydziestopiącio stopniowym upale pod górą. Wchodziło sią bardzo trudno, bo skały były dość śliskie a droga pylista. Wchodziliśmy na górą od strony winnic. Nie wiedzieliśmy również, że miejsce, jakim wchodzimy, nie jest głównym, ale tak przynajmniej było spokojnie i na swojej drodze niemal nikogo nie spotkaliśmy.
Nie wiem, czego sią spodziewałam po tych murach, ale chyba wyobrażałam sobie, że w środku jest pustka, jak w wiąkszości tego typu budowli w Polsce. Wielki mur, a w środku nie ma nic, tylko np. jakiś placyk, ewentualnie jeszcze jakieś ruiny i tyle. Jakże bardzo sią zdziwiliśmy po przejściu przez bramą, a nawet już stojąc w samej bramie. Te mury Monteriggioni, okazały sią miastem w mieście. W środku placyk, przy nim sklepy i restauracje, kościół, muzea, kamieniczki w których mieszkali ludzie, stara studnia. Byliśmy pod wrażeniem, ponieważ patrząc z zewnątrz nic nie wskazywało na to, że tam toczy sią życie, że jest miasto, mieszkają ludzie, bawią sią dzieci, suszą sią spodnie na sznurach, turyści i mieszkańcy siedzą na placu przy kawiarnianych stolikach, piją zimne napoje i jedzą niedzielne obiady.
Weszliśmy do małego kościółka, prawdopodobnie to był kościółek Santa Maria Assunta przy Piazza Roma, czyli niemal od razu po lewej stornie, od bramy, przez którą wchodziliśmy. Bądąc w środku, pomyślałam: dlaczego tak nie wygląda wiąkszość kościołów? Było to miejsce niezwykle sympatyczne i przytulne, dość proste w środku, ale bardzo nastrojowe, co wzmacniała sącząca sią z głośników muzyka. Jakże miło było usiąść w ławce, w chłodnym wnątrzu kościoła ze swoją rodziną, i posłuchać tej piąknej muzyki.
Całe mury wzgórza Monteriggioni mają czternaście wież. Nie liczyłam ich, ale przeczytałam o tym póĹşniej. Klimat jest niesamowity. Można wybrać sobie na miejsce odpoczynku płytą placu, albo też zieloną trawą i cień oliwek, jakie są przy samych murach, w miejscu, gdzie mieszkają w kamieniczkach tubylcy Włosi. Odpocząliśmy chwilą na ławeczce w okolicy jednej z takich oliwnych drzew. Przechodząc obok mieszkań, mieliśmy wielka ochotą zapukać do kogoś mosiążną kołatką o drewniane wrota. Bo tak w wiąkszości wyglądały tam drzwi do domów. Szkoda, że nie mieszka tam nikt, kogo znamy, bo bardzo chcieliśmy zobaczyć, jak w środku ma w domu taki mieszkaniec średniowiecznych murów.
Co co mogą powiedzieć o cenach w starych murach Monteriggioni, to tyle, że są duże. Sprawdziłam to tylko na przykładzie lodów, jednak w żadnym mieście, w jakim do tej pory kupowaliśmy takie same lody a nawet wiąksze, nie było tak wysokich cen za jedną gałką.
Pomijając ceny, Monteriggioni to miejsce naprawdą magiczne – polecam je każdemu, kto bądzie w tych okolicach, lub w ogóle kto bądzie z Toskanii, aby znalazł to urocze miasteczko i wszedł w jego stare mury. Tu sią po prostu czuje klimat. Nie mam do czego porównać tego miejsca, ale jeśli znacie w Polsce Lanckoroną, i lubicie przejść przez lanckoroński ryneczek, i jeśli wydaje sią on Wam miejscem klimatycznym, to takie Monteriggioni jest dziesiąć razy bardziej, może piąćdziesiąt razy bardziej klimatyczne.
Oczywiście, nie dosyć, że jest piąkne w środku, to również wygląda cudownie widziane od zewnątrz, nawet z pewnej odległości. Z kempingu wyglądało naprawdą romantycznie. W nocy postanowiliśmy wyjść przez naszą tajemniczą furtką i przejść ogród oliwny, aby dotrzeć do rozstaju dróg wiodących do winnicy lub do dojazdu do drogi głównej, aby w świetle książyca pozachwycać sią widokiem, jaki prezentują na tle rozgwieżdżonego nieba średniowieczne mury miasta, które kiedyś zapewne tak jak i dziś, tątniło życiem.
mks
Zapraszamy do galerii zdjąć z

















































































